Muzyka

wtorek, 8 marca 2016

Rozdział 17 część 2

Dzisiaj pierwszy raz od 5 lat zebrałam się na odwagę i spisałam numer człowieka, który był moim ,,Ojcem", którego bardzo kochałam i który wszystko spieprzył sięgając codziennie po alkohol.
Drżącymi rękami wpisuje cyferki w telefon i wstrzymując oddech słucham rozbrzmiewającego w moich uszach sygnału. Pierwszy sygnał- co ja wyprawiam?! Drugi sygnał- powinnam się rozłączyć! Trzeci sygnał-głęboki oddech. Czwarty sygnał- odsuwam telefon od ucha i gdy mam się rozłączać słyszę jakby stłumione :
- Halo?- nie wiem co mam powiedzieć, ślina grzęźnie mi w gardle i czuje, że nie jestem w stanie jej przełknąć- Halo?!- powtarza teraz wyraźniejszym i bardziej stanowczym głosem On.
- Cześć.-tak właśnie tyle jestem w stanie z siebie wydobyć po 5 latach. ,,Gratuluje Maja! Po prostu pięknie!"- powtarzam sobie w głowie.
- Przepraszam, ale kto mówi?- chyba zrozumiał, że bądź co bądź ma do czynienia z dzieckiem
- M...Ma...Maja - udaje mi się wydukać w końcu. Słyszę, że on wstrzymuje oddech a potem go gwałtownie wypuszcza. Już wie. On już wie z kim rozmawia. Jestem tego pewna, niemal umiem sobie wyobrazić teraz jego wyraz twarzy i to jak przeczesuje palcami swoje czarne włosy.
- Hej...Co u Ciebie?- pyta nie pewnie, ale jest nieco bardziej rozluźniony
-Wszystko dobrze, w sumie nie wiem po co dzwonie. Po prostu poczułam taką potrzebę. Kompletnie nie wiem, co we mnie wstąpiło.- dukam łykając chełstami powietrze
- Nie. Ja się bardzo cieszę, że dzwonisz. Naprawdę, choć nie ukrywam, że jestem lekko zdziwiony.
- Czyli w razie czego mogę do Ciebie czasem zadzwonić?- najchętniej od razu wszystko bym mu opowiedziała od razu, ale a) czuje się zbyt wycieńczona fizycznie i psychicznie i b) nie wiem czy ma ochotę tego wysłuchiwać. Krzysiek zawsze miał jedną bardzo ważną cechę, umiał doskonale słuchać, przez co od razu chciało się mu o sobie opowiedzieć.
- Pewnie, będzie mi bardzo miło!- odpowiada z nieukrywanym entuzjazmem, jednak zanim zakończymy tę rozmowę muszę go o coś zapytać
-Pijesz jeszcze?- wypalam jak z procy, słyszę jak wzdycha wiem, że to dla niego trudny temat, ale po prostu musze wiedzieć.
- Nie, od jakoś pół roku kompletnie nie.- mówi poważnym tonem. Jego głos wydaje się być szczery.
- Na pewno?- dopytuję się by wydobyć ewentualne sygnały świadczące o tym, że kłamie
- Na pewno.- odpowiada bez zająknięcia
-Okej to w takim razie...do usłyszenia.- mówię i czekam na odpowiedź
- Pa...a i Maja?
-Tak?- serce podskakuje mi do gardła
-Przepraszam- po tych słowach, jak gdyby nigdy nic rozłącza się, a ja zostaje z chaosem w głowie.
                                                                               
   
                                                                           
                                                                               *
Stwierdzam, że najwyższy czas wybrać się na zakupy po sukienkę na bal. Ania już stoi pod bramą i wyciągając słuchawkę rozszerza usta w uśmiechu.
-Gotowa na zakupy?- mówi wymachując przy tym torebką w taki sposób, iż o mało nie dostaje w głowę.
-Ja? Jeszcze się pytasz?! ZAWSZE! Zwłaszcza na tak szczególne.- uśmiecham się lekko i zastanawiam czy powiedzieć jej o telefonie do Krzyśka.
-Nad czym tak intensywnie myślisz?-odzywa się chwilę potem, przechyla głowę w bok i czuję się jakby czytała mi w myślach, co jest dość absurdalne.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć...- milknę
-No...to mów.-otwieram usta, żeby jej powiedzieć po czym je zamykam- Do cholery Majka mów, albo nie zadawaj takich pytań, jeśli nie masz zamiaru odpowiadać!- na jej twarzy maluję się nuta zirytowania pomieszana z rozczarowaniem.
- Dobra już dobra. Pamiętasz Krzyśka? Byłego mojej mamy?- pytam z nadzieją, że nie będę musiała jej tego wszystkiego przypominać.
- No pamiętam, znaczy pamiętam kim był i co robił, ale kompletnie nie kojarzę jego twarzy.
- Nie ważne. Ciemnowłosy z oliwkową cerą i piwnymi oczami facet.- odpowiadam bez namysłu i żałuję, że zaczęłam temat.
- No dobra i co z nim?- odpowiada poważnym tonem, co ma sygnalizować, że skupia na ,mnie całą swoją uwagę.
- Hmm... no więc, dzisiaj do niego zadzwoniłam.- wstrzymuję oddech wyczekując jej reakcji, jednak po 30 sekundach rozumiem, że ona nie ma zamiaru na razie mi przerywać - Rozmawialiśmy chwilę i okazało się, że już podobno nie pije i jest tak samo fajny, jak kiedyś...przed tym wszystkim.
- Okej. Czemu do niego zadzwoniłaś?- spoglądam na nią i widzę lekki niepokój na jej twarzy, ale i zrozumienie. Czuję ulgę.
- Po prostu poczułam taką potrzebę. Nie umiem tego inaczej wyjaśnić.- przełykam gwałtownie ślinę wchodząc do pełnego autobusu.
-Okej. -powtarza znowu- Żałujesz, że zadzwoniłaś?
- Nie.- odpowiadam cicho, ale stanowczo.
-  No więc nie ma o czym mówić, jeśli sprawiło Ci to przyjemność i nie zamierzasz z nim się na razie spotkać to naprawdę nie widzę powodu do paniki.- mówi w końcu Maja, a ja w tym właśnie momencie przypominam sobie dlaczego jest moją najlepszą przyjaciółką. - Dobra dość smutku! Idziemy wybrać Ci sukienkę na bal i masz być wniebowzięta a nie marudna!- uśmiecham się.


                                                                       
                                                                          *
Jakieś 10 minut później wysiadamy z autobusu i obydwie jesteśmy już całe w skowronkach. Lubię to, że przy niej mogę być w 99% sobą, nie w 100% bo tak naprawdę taka jestem tylko sam na sam ze sobą, ale uważam, że 99% to też dobry wynik.
- Który sklep najpierw? -pyta rozglądając się dookoła
- Może tamten? -wskazuję ruchem głowy na wystawę sklepu na której widnieją przepiękne sukienki, zwłaszcza jedna taka turkusowa z krótkim przodem, a długim rozkloszowanym dołem. Ania chyba widzi mój błysk w oku bo pyta:
- Turkusowa. Chcesz przymierzyć?
- Taaaak!!!- wykrzykuję biegnąc już do sklepu
Kiedy tylko do niego docieram, chwytam turkusowe piękno i nie zważając na ekspedientkę, wpadam do przymierzalni. Staję przed lustrem, zdejmuję bluzkę i spodnie po czym wciskam się w sukienkę. Jest idealna. Dokładnie o takiej myślałam.
- I jak? - dobiega do mnie głos Ani zza zasłony, po czym rozchyla ją lekko i wchodzi by mi się przyjrzeć a tak ku ścisłości, sukience.- Ładna.
- Tylko tyle? Tylko ŁADNA?!- pytam z irytacją
- No dobra bardzo ładna, piękna, boska! Wystarczy? - uśmiecha się sarkastycznie
- Tak. Wystarczy. A tak naprawdę co myślisz?-  pytam niemal z miną zbitego psa
- Nie no, naprawdę bardzo ładna. Powiedziałabym nawet, że piękna.- uśmiecha się
- To co kupić?- pytam w głowie kalkulując oszczędności a raczej ich brak. Na szczęście mama zaoferowała, że wyłoży mi na sukienkę.
- Kupuj! Swoją drogą nie sądziłam, że tak szybko Ci pójdzie.
- No wiesz, mogłabym jeszcze poszukać, ale po co skoro wiem, że to właśnie ta?
- To może zamiast się zastanawiać kupisz ją wreszcie bo ekspedientka jakoś dziwnie na nas patrzy.
Odwracam się i w rzeczy samej jej wzrok sugeruję, iż myśli, że zaraz ją rozerwiemy lub coś równie nie dobrego. Ściągam więc sukienkę, ubieram ciuchy i idę do kasy. Wykładam pieniądze na ladę a ekspedientka pakuje sukienkę, gdy widzę przez szybę Jego. Kubę. Cholera. Kucam jak jakaś wariatka, co właściwie nic nie daje bo przecież szyby są od sufitu do podłogi, ale jestem zestresowaną idiotką, więc jakoś nie przyszło mi to do głowy. Spoglądam na niego po raz drugi i w tym momencie napotykam jego wzrok. Cholera do kwadratu. ( a co ty matfiz?) * przypiska od Mysi



Kochani wybaczcie naszą nieobecność, ale jestem typem ,,artystki", która musi mieć wenę twórczą, a czasami niestety trawa to dość długo *czytaj do przyjazdu do Ani*
Byłybyśmy bardzo wdzięczne gdybyście napisali CO SĄDZICI.
Całujemy wiernych czytelników i tych nie wiernych XD- Miśka i Mysia

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 17 część 1

Po kolacji (kiedy rumieniec chociaż trochę zejdzie mi z twarzy), idę się spakować bo mamy za jakieś 2h 30 min wracać do domu. Nie chcę wracać. On też nie. Obydwoje wiemy, że to co się tutaj stało, zostanie tutaj na zawsze. Jego pierwszy pocałunek, wzięcie mnie za rękę, przyciśnięcie do ściany i całowanie mocniej i bardziej namiętnie niż ktokolwiek wcześniej. W ,,realnym" życiu nie ma na to szans. Wiecie dlaczego? ,,Bo jesteśmy pojebani i nie potrafimy się przyznać, że nam na sobie zależy"
tak właśnie to ujęła dzień wcześniej Ania. Zgadzam się z nią, chociaż nie do końca. Z zamyślenia wyrywa mnie skrzypnięcie drzwi. Odwracam się nadal trzymając w ręce stanik, który mam zamiar wpakować do torby i widzę jego. Opiera się o framugę drzwi i przygląda temu co robię.
- No co? - pytam w końcu, bo nie jestem w stanie dłużej wytrzymać tej ciszy pełnej napięcia
- Właśnie nic. W tym cały problem. Co teraz będzie? - patrzy na mnie smutnymi oczami. Pierwszy raz w życiu widzę go z takim wyrazem twarzy.
-Nie wiem- odzywam się po chwili zastanowienia- na pewno będziemy udawać, że wszystko jest jak wcześniej...Bo tego chcesz prawda? Udawać, że się nie znosimy...-czuję, że oczy zaraz odmówią mi posłuszeństwa i popłaczę się. Nie mogę na to pozwolić więc odwracam od niego wzrok.
-Nie...-waha się po czym jego oczy znów robią się zwyczajne a wyraz jego twarzy również ulega zmianie. Zaciska ręce w pięści-Tak, właśnie tego chce. Dobra Maja to...Na razie.- mówi po czym w momencie kiedy chwyta za klamkę ja do niego podbiegam i upuszczając mój wymięty z nerwów stanik wtulam się w niego najmocniej jak potrafię. Jest spięty jednak po chwili się rozluźnia. Odwzajemnia mój uścisk i przez chwilę tak stoimy o niczym nie myśląc. Opiera się brodą o moją głowę tak, że czuje na włosach jego ciepły oddech. Wącham jego szyję. Pachnie perfumem, miętą i swoim indywidualnym dla każdego człowieka zapachem. Po dłuższej chwili odrywa się ode mnie i czuje jak jego mięśnie znów się spinają.
- Muszę iść. Pa.- mówi tylko. Nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa, więc stoję tylko i patrzę jak otwiera drzwi i skręca w prawo do swojego pokoju by się spakować. Czuję się tak cholernie bezsilna. Tylko dlaczego? Dobrze wiedziałam, że to będą tylko 2 pieprzone dni, które powinnam wykorzystać żeby później nie żałować. I dobrze. Nie żałuję, tylko czuje się zraniona i pusta.
- Co się tu kurwa dzieje?!- odwracam się gwałtownie i widzę Dawida.
-Nie wiem o czym mówisz.
-Kurwa jaja sobie robisz? Powiem Ci jak to wygląda z mojej perspektywy. Jest dwoje ludzi udają, że się nienawidzą, chociaż widać na kilometr, że mają się ku sobie, po czym chłopak po rozmowie z tą dziewczyną wraca do pokoju, bierze telefon i słuchawki a gdy próbuję zapytać co się stało to słyszę pełne rozczarowania i rozgoryczenia ,,Spierdalaj" po czym wychodzi trzaskając drzwiami. Więc ide do dziewczyny z którą rozmawiał chwilę wcześniej a ona siedzi zaryczana i pieprzy, że nie wie o czym mówię. Tak się przedstawia sytuacja. Więc?!- krzyczy a ja próbuję przyswoić to co właśnie powiedział. Spoglądam więc w lusterko i wycieram rozmazany makijaż po czym zdobywam się na odwagę i mówię :
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Płaczę bo pokłóciłam się z mamą a on do mnie przyszedł w niewłaściwym momencie by dokuczać więc się na niego wydarłam. To tyle. Zbyt duża nadinterpretacja Dawid. Przykro mi. - kłamię jak z nut bez jednego nawet zająknięcia się. Widzę, że jest zbity z tropu, więc patrzę mu w oczy by przekonać, że moje kłamstwo jest prawdą. Wytrzymuje przez chwile mój wzrok po czym odzywa się z niepewnością w głosie:
- Aha no dobrze. Przykro mi z powodu mamy...to ja chyba pójdę się już pakować.- Nic mu nie odpowiadam tylko potakująco kiwam głową a on wychodzi. Zostaję sama z całym tym syfem. Nie lubię tego i nie chcę już z nikim gadać, zwłaszcza z Anią, więc biorę słuchawki, telefon i wychodzę. I tak już się spakowałam a chciałabym popatrzeć na zachód słońca. Wybiegam z budynku i kieruję się na pomost nad jeziorem. Siadam wkładam słuchawki i patrzę jak niebo zmienia kolory. Najpierw jest żółte potem pomarańczowe a na końcu kiedy słońce już praktycznie znika za horyzontem to różowe. Wyciągam telefon z kieszeni i robię 2 zdjęcia. Pierwsze jest zachodu słońca i pomostu a drugie okien naszych pokoi.
Po chwili słyszę dobiegający z poza słuchawek głos Pani, że za 2 minuty jest zbiórka i w tym momencie znów wybucham płaczem. Tak bardzo nie chcę końca. Powiecie pewnie ,,To nie może się tak skończyć". Niestety wygląda na to, że jednak może. Podnoszę się, ocieram łzy i idę robić to co wychodzi mi najlepiej. Idę udawać. Udawać, że nic się nie zdarzyło przez te 2 dni, że on nic dla mnie nie znaczy i że to nic nie znaczyło. Zdradzę Wam sekret. Będę tak robić już do końca. Na zawsze.
*
Nie widziałam go od dwóch godzin i gdy wchodzę do autobusu a on stoi oparty o żółtą poręcz na wprost od wejścia to coś we mnie pęka i staje obok niego. Jest ciasno a obok niego jest miejsce(tak właśnie sobie tłumaczę to dlaczego tu stoję). Spoglądam na niego ukradkiem. Nie patrzy na mnie. Na plecy ma zarzucony plecak między, nogami torbę, w jednej ręce trzyma głośnik a drugą opiera się o poręcz. Przez chwile się powstrzymuje jednak nie wytrzymuję i również opieram tam rękę po czym oplatam mały palec wokół jego palca. On nie protestuje jednak nadal na mnie nie patrzy. Przez chwilę przemyka mi przez myśl, że przecież tu w ,,realnym" świecie on tego nie potrafi. Myślę, że patrzenie na mnie go najzwyczajniej w świecie boli. Kubę. Tak ma przecież na imię.
Trzymamy się uporczywie za ten cholerny mały palec do momentu gdy autokar zatrzymuję się na jego przystanku a on puszcza po czym podnosi torbę i nawet się nie oglądając wychodzi. Tak po prostu. Patrzę za nim jeszcze długo po tym jak zniknie mi z pola widzenia.
Czy to była miłość? Do dzisiaj nie wiem.


Przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki ale zdecydowałam, że gdybym teraz napisała wszystko od razu to nie byłoby zamierzonego efektu. Oczekujcie proszę na drugą część niebawem.
Kocham Was bardzo mocno i proszę pomóżcie mi odpowiedzieć na pytanie czym było to co ich łączyło. Dziękuję za każdą odpowiedź i dobre słowo. - Misia <3